Strona:Aleksander Fredro - Sztuka obłapiania.djvu/12

Ta strona została uwierzytelniona.

nych“ usiłowali młodych Fredrów naginać do zamiłowania w doktrynach, pomruk Bonapartego szedł już przez Europę. Maluczko, a orzeł polski „patrząc w tarcze Franków“ miał wzbić swój lot ku niebu.
„Pan Płachetko nic nie robił, nie robiłem i ja nic. Polowałem, jeździłem konno.“ — „Niczego się nie nauczyłem, wyjąwszy fechtunku, tańcu i ekwitacji.... Zacząłem wprawdzie i lekcje matematyki, ale za trzecią dostałem febry. Z Ignacym Konarskim jeździliśmy konno — a było to we Lwowie w latach 1807—1808 — było nas wszędzie pełno. Lansadowaliśmy najczęściej pod oknami panieńskich konwiktów, a gdy panien nie było w oknie, jeden z nas krzyknął: Gwałt! gwałt!..... co do okien ściagnąć musiało“. — „Nadszedł rok 1809. W naukach żadnej zmiany, przybył tylko rysunek, do którego miałem niejakie usposobienie i taniec.“ — „Książki w rękę nie wziąłem. Jeżelim czytał, to romanse“. — „Miałem wtedy lat szesnaście i z bardzo miernym zasobem naukowym, obok niejakiej znajomości książek różnej wartości i treści, mianowicie francuskich, uczułem pociąg do stanu wojskowego i wstąpiłem w szeregi wojsk Księstwa Warszawskiego, które wkroczyły do Galicji.“
Tak przedstawia sam Fredro w pamiętniku i autobiografji lata i sukcesy swej nauki domowej, a to co mówi o sobie, da się odnieść do całego męskiego potomstwa pana Jacka, z wyjątkiem chyba w pewnej części najstarszego syna, Maksymiljana. Edukacja skończyła się — Oleś Fredro wstąpił w ślady dwu starszych braci, co to z panem Trawińskim poszli, i został żołnierzem. Dalej kształciła go wojna, świat i ludzie.
Jednak obraz „wykształcenia“, jakie wyniósł z domu rodzicielskiego, nie byłby zupełny, gdybyśmy nie uwypuklili go rysem, dla młodych, „górnych i durnych“ lat Fredry wysoce znamiennym. Sam go nam również przekazał.
Był zwyczaj w domu państwa Fredrów, że co niedzielę jeżdzono na mszę do kościoła do Rudek. Państwo Jackowie w karecie, panienki w koczu poczwórnym, młodzież na koniach i kucach. „Ale czy my chłopcy umieliśmy pacierz, o to — ledwie do wiary — nikt nigdy się nie spytał. Drwiono sobie przy dzieciach z wszelkiej oznaki religijności. Nie być esprit fort znaczyło tyle, co być głupcem na wielki kamień. Taki był duch czasu i to powszechny.“ Wolnomyślność wieku oświecenia, wyniesiona z domu ojców a sycona niewątpliwie lekturą lat wczesnych, spowiła mgłą nie tylko uczucia religijne młodych Fredrów. Naświetliła