dectwo o sobie od Alp i Pireneów do Moskwy i Berezyny. Około r. 1825 ta młodzież zaczęła się uspokajać ( — „uspokojenie“ wielkiego Fredry nastąpiło, jak wiadomo, o wiele wcześniej — ), wielu z nich się pożeniło, a wszyscy się mniej więcej ustatkowali i zajęli się administracją swoich majątków, w czem okazali się ludźmi porządku, ładu, a nawet takiej zręczności, jakiej się po nich nie można było spodziewać...“
W ten sposób przedstawia tę wesołą młodzież w swym „Pamiętniku“ Zygmunt Kaczkowski. A obraz owych czasów „pełnych tryskającego humoru“ uzupełnia opowiadaniem „pewnej starszej matrony“ o roli, jaką spełniali Fredrowie wśród „zabaw w one lata...“
„Wtenczas tu Fredry chodzili na głowach i nie można było się nigdzie obrócić, aby się nie natknąć na Fredrę. Trzeba się było chować przed nimi, bo i z ołtarza byliby zdjęli, a do tego jeszcze i takie wiersze pisali, że nawet starszym uszy od nich trzeszczały.... Poważniejsi ojcowie familji, mianowicie ze starożytnych bez przerwy w pierwszym rzędzie stojących rodów, mocno na nich za to nosem kręcili, a przytem puszczali w obieg złośliwe wieści, że nawet niewiedzieć, skąd się ci Fredrowie wzięli na świecie. Ale wieści te były tylko złośliwe.“
Takim wierszem, od którego niewątpliwie współczesnym, nawet starszym, „uszy trzeszczały“, — jak zapewniała Kaczkowskiego poważna matrona przed 100 laty — utworem tak swawolnym, że „nie możnaby go nigdzie drukować“, co już dodawał jako swą własną opinię autor „Murdeliona“ — jest młodzieńczy poemat ojca komedji polskiej o rozpustnych swawolach Erosa....
Czy spalą go na stosie jak w dawnych wiekach? Twórca kary już się nie lęka.... Pięćdziesiąt już bowiem lat mija, jak przeszedł w grono nieśmiertelnych....