No... i cóż? Milczysz — i odwracasz oczy?
Wzgardzasz haniebnie mój zapał ochoczy?
Jebał-że cię pies, moja Panno droga!
Kpię z twej pomocy, gniewu się nie boję,
Spiewać potrafię i już lutnię stroję!
Głoszę więc sztukę, której liczne światy
Ciągle hołdują niepomnemi laty,
Tryska zdrój czysty rozkoszy i życia.
Próżno w niej, próżno, Młodzieńcze zuchwały.
Dostąpić zechcesz pierwszeństwa i chwały.
Kiedy twa pyta palcami wytarta,
A jajca zwiędłe, co ci długo wiszą,
Często po piasku hieroglify piszą!
Cóż wróżyć patrząc na te ściągłe boki,
Na ową nogę, jak bambus wysoki?
Tę rękawicznik za talara robi.
I choć wyłożył dość miękkiemi kłaki,
Oko dostrzeże szwu twardego znaki.
Twoja twarz blada, żółtem powleczona,
Idź młody starcze, pókiś jeszcze żywy,
Ognie tęgiemi wzmacniać korozywy.[1]
Smaruj maściami podrętwiałe członki,
Albo dla świata staraj się małżonki!
Ty dostać możesz czcigodnego wieńca!
Portka opięta, co ledwie nie pryska,
Lubieżne formy walnie ci wyciska;
- ↑ Błąd rozszerzenia cite: Błąd w składni znacznika
<ref>
; brak tekstu w przypisie o nazwieref1