Strona:Aleksander Fredro - Sztuka obłapiania.djvu/30

Ta strona została uwierzytelniona.

No... i cóż? Milczysz — i odwracasz oczy?
Wzgardzasz haniebnie mój zapał ochoczy?
Jebał-że cię pies, moja Panno droga!

20 
Bez ciebie znajdę, gdzie Parnasu droga.

Kpię z twej pomocy, gniewu się nie boję,
Spiewać potrafię i już lutnię stroję!
Głoszę więc sztukę, której liczne światy
Ciągle hołdują niepomnemi laty,

25 
Sztukę jebania, z której to użycia

Tryska zdrój czysty rozkoszy i życia.
Próżno w niej, próżno, Młodzieńcze zuchwały.
Dostąpić zechcesz pierwszeństwa i chwały.
Kiedy twa pyta palcami wytarta,

30 
By się wyprężyć, musi być podparta,

A jajca zwiędłe, co ci długo wiszą,
Często po piasku hieroglify piszą!

Cóż wróżyć patrząc na te ściągłe boki,
Na ową nogę, jak bambus wysoki?

35 
Łydka okrągła, co ją niby zdobi,

Tę rękawicznik za talara robi.
I choć wyłożył dość miękkiemi kłaki,
Oko dostrzeże szwu twardego znaki.
Twoja twarz blada, żółtem powleczona,

40 
Wymazuje cię z cnych Jeburów grona.

Idź młody starcze, pókiś jeszcze żywy,
Ognie tęgiemi wzmacniać korozywy.[1]
Smaruj maściami podrętwiałe członki,
Albo dla świata staraj się małżonki!

45 
Hoży Junaku krwawego rumieńca,

Ty dostać możesz czcigodnego wieńca!
Portka opięta, co ledwie nie pryska,
Lubieżne formy walnie ci wyciska;

  1. Błąd rozszerzenia cite: Błąd w składni znacznika <ref>; brak tekstu w przypisie o nazwie ref1