Łykaj biedaku te nowe potrawy,
Unikaj długo skaczącej zabawy,
W jajcach nadętych nie wzięły kwatery.
Wino i ponczyk, co wesołość daje,
Straszną, o Nieba, trucizną się staje.
Jak serce bije, jakie drzenie ciała,
Drepcesz na miejscu i zgrzytasz zębami,
Świat cały w gniewie przeklinasz djabłami,
Przysięgę czynisz być mądrym Sokratem,
Już nie obłapiać, zrobić się kastratem.
W nocy rozkoszy wystawią słodycze!
Budzi cię w bolu ostateczna chwila,
Kiedy się żyła skurczona wysila,
Rzyga sok mętny, piekąc zdarte rany,
Chceszli niezważnie zbyt mocnemi leki
Trypra zatrzymać uporczywe ścieki —
W pachwinie bombon gwałtownie narywa,
Sześć niedziel w łóżku boleść cię twa skrywa.
Płytkiem żelazem zgala ci kędziory.
Jako botanik naturę śledzący
Prątek zasadzi kwiat obiecujący,
Pilnie podlewa, umacnia, podpiera,
Tak kataplazmem, co ci boki grzeje,
Ty patrzysz, kiedy gruczoł się zbieleje,
Kiedy z pomocą chirurgicznej ręki,
Wyzionie sapor[1] boleści i męki.
Co człek kupuje za swój pieniądz złoty!
- ↑ Błąd rozszerzenia cite: Błąd w składni znacznika
<ref>
; brak tekstu w przypisie o nazwieref10