Kładzie się, gniecie nieczułe marmury,
I rani pytę wyszukując dziury;
Wnet z nowym ogniem w zimne uda wali,
Które posoką smaruje obfitą.
Że zaś ten luby posąg był kobiétą,
Chociaż kobiétą z twardego kamienia,
Już Galatea piękność z czuciem łączy,
Żyły się znaczą.... krew się po nich sączy....
Pierś się porusza.... serce równo bije...
Wzrok błądzi... słowem... Galatea żyje!
I pierwsze słowa wymawia: „To jaja!“
Potem cudownie gdy członkami włada,
Na pierwszy marmur, co jej w ręce wpada,
Jakby swój rozum wzkazując z pospiechem:
Dalej postrzegam rozmaite wzory,
Jak się sprawiają ponure klasztory.
Tam samołożnik wrogiem płci niewieści
Przeciw naturze męską dupę pieści;
Gdy każdy siebie między dwóch rozdzieli.
Tak Ksiądz Prowincjał chędoży Przeora,
Przeor Kwestarza, a kwestarz Lektora,
Lektor Laika,[1] Laik zamyszysty[2]
Ten jak odyniec z mocnym szumem wzdycha,
I Braciszkowi sromotnie dopycha.
Braciszek w końcu tnie Zakrystyjana.
Chwieje się razem tłuszcza wpół-pijana,
Każdego włazi i wyłazi pała.
A Ksiądz Predykant przy kuflu z wiśniakiem,
Trze resztę flaka gorącym kułakiem.