Napróżno krzycząc swoich skarbów broni,
Nikt nie usłyszy wśród lasów ustroni.
Usta zatyka swojemi ustami,
Po bujnej trawie suwa się z nią wkoło,
Walczy jak z wężem, aż zapocił czoło.
Nareszcie dosiadł; jubka[1] już podnięta,
Lecz otóż podle postrzec nam się daje,
Co się z dziewczyną na trawniku staje.
Już się nie żżyma — ze siły opada —
I drzące uda niechcący rozkłada.
Na pięknych mocniej zrumienionych licach,
Pierwszej rozkoszy czucie się maluje,
I jeszcze większe na przyszłość rokuje.
Tu zaś w zamtuzie[2] miękkohuj wybladły
Jedna go mydli, pienią mu się gały,
Druga rózgami ścina zadek cały,
Trzecia schwyciwszy upaloną świécę
Pcha postyliona w zawiędłą dupnicę;
Pragną go przywieźć do stanu działania.
Lecz choć kuś wstanie, na nic się nie nada,
Bo wnet się chwieje i nadół opada.
Ach! Otóż dzieło Picciniego ręki!
Jaki rys lekki, jak łagodne cienie,
I jakie trafne figur ułożenie!
Jest to szczęśliwy Sułtan w swym seraju.
Piękne dziewice z różnych części kraju
Patrz! zbiór uczuciów w twarzach wyrażony!