Strona:Aleksander Kuprin - Jama T. 1.djvu/104

Ta strona została przepisana.

i nocy musiała się oddać z górą dziesięciu mężczyznom. Przed chwilą właśnie dostała ataku histerycznego, który zakończył się zemdleniem. I mimo to gospodyni Emma po otrzeźwieniu jej kroplami walerjanowemi, kazała jej pójść znowu na salę, Gienia próbowała ująć się za przyjaciółką, lecz gospodyni zwymyślała ją i zagroziła karą.
— Co ona mówi? spytał Jarczenko, wznosząc oczy ku górze.
— Nic szczególnego — odpowiedziała Gienia wzburzonym jeszcze głosem. Ot... takie drobne głupstewka rodzinne... Panie Sergjuszu, czy pozwoli pan, abym sobie nalała?
Nalała pół szklanki koniaku i wypiła duszkiem rozdymając szeroko swe delikatne nozdrza. Płatonow wstał i w milczeniu zbliżył się ku drzwiom.
— Niech pan da spokój, panie Sergjuszu — zatrzymała go Gienia.
— Dlaczegóż — zaoponował reporter. — Zrobię rzecz bardzo prosta i niewinną: wezmę Paszę tutaj, a gdy zajdzie potrzeba zapłacę za nią. Niech poleży sobie na kanapie i chociaż trochę odpocznie... A ty Niuro, przynieś tymczasem poduszkę.
Zaledwie barczysty i niezgrabny Płatonow opuścił pokój, Szabaszników przemówił uszczypliwie i pogardliwie.
— Nie rozumiem doprawdy po kiego licha zaprosiliśmy do naszego towarzystwa tego ananasa z ulicy? Istotnie wielka przyjemność wiązać się z pierwszym lepszym drabem. Djabli wiedzą co to za jeden, może nawet szpicel? Kto to może wiedzieć. Ten Lichonin musi zawsze coś nabroić.
— Ty chyba nie masz powodu obawiać się szpicla — zauważył dobrodusznie Lichonin.