Strona:Aleksander Kuprin - Jama T. 1.djvu/110

Ta strona została przepisana.

owak, skoro obrażono naszego kolegę, dłużej tu zostawać nie mogę. Odchodzę.
Lichonin nerwowo i z miną strapioną chwycił się za głowę.
— Wielki Boże, przecież Borys przez cały czas zachowywał się ordynarnie, grubiańsko i głupio. Cóż to, jakiś honor korporacyjny? Zbiorowa dezercja z redakcji, z wieców politycznch, z domów publicznych! nie jesteśmy przecież oficerami, aby osłaniać głupstwa każdego z naszych kolegów.
— Wszystko jedno, róbcie sobie co checie, ja odchodzę w poczuciu solidarności! — rzekł poważnie Pietrowski i wyszedł.
— Niechaj mu ziemia lekką będzie! — zawołała za odchodzącym Gienia.
Jakże kręte jednak i ciemne są drogi, któremi kroczy dusza człowieka! Obaj studenci — zarówno Pietrowski jak Szabasznikow — postąpili dość szczerze, pierwszy jednak miał po za sobą połowę, drugi zaś jedynie czwartą część słuszności. Jakkolwiek bowiem Szabasznikow był gniewny i pijany, w głowie jego kołatała się ponętna myśl, że teraz będzie mu zręczniej wywołać niepostrzeżenie przed kolegami Gienię i oddalić się z nią samotnie. Pietrowski miał też same zamiary, a wybór jego padł również na Gienię, w tym celu chciał pożyczyć od Szabasznikowa trzy ruble i dlatego udał się za nim. W ogólnej sali przyjaciele porozumieli się z sobą, a po upływie kilku minut w napół uchylonych drzwiach gabinetu ukazała się chytra i zaróżowiona twarz gospodyni Zosi.
— Proszę cię, Gieniu, — zawołała — przynieśli ci w tej chwili właśnie bieliznę, musisz ją pójść przeliczyć. Słuchać Niuro, aktor prosi cię, abyś