przyszła do niego na chwilę wypić z nim szampana. Siedzi z Henryjętą i Wielką Mańką.
Bezsensowna i nagła kłótnia między Płatonowem i Borysem była przez dłuższy czas tematem rozmowy. Reporter w podobnych wypadkach doznawał zawsze uczucia zawstydzenia, smutku i wyrzutów sumienia. Jakkolwiek wszyscy byli po jego stronie, reporter zmęczonym głosem mówił:
— Jak Boga kocham, panowie, pójdę sobie lepiej. Po cóż mam wnosić niezgodę do waszego grona. Pójdę sobie, co się zaś tyczy rachunku, nie troszczcie się o to, panowie, kiedym stąd wyszedł po Paszę, zapłaciłem wszystko Szymonowi.
Lichonin najeżył włosy i zdecydowany powstał z miejsca.
— Cóż u licha, pójdę i przyprowadzę ich tutaj. Słowo honoru i Borys i Janek, to zupełnie dzielne chłopaki; tylko młode to jeszcze, więc szczeka na swój własny ogon. Idę po nich i ręczę, że Borys uzna swą winę.
Wyszedł z pokoju, lecz po upływie pięciu minut powrócił.
— Uspakajają się teraz — rzekł ponuro i machnął ręką pogardliwie. — Obaj się uspakajają.
W tej chwili wszedł do gabinetu Szymon, niosąc tacę, na której znajdowały się dwa kieliszki, napełnione perlącem się winem; tuż obok leżał wielki bilet wizytowy. Po chwili, przyglądając się obecnym, zapytał:
— Który tu z panów jest panem Jarczenką?
— Ja! — odezwał się Jarczenko.
— Pan aktor przysyła to panu.