Strona:Aleksander Kuprin - Jama T. 1.djvu/114

Ta strona została przepisana.

ją z szerokim gestem przed siebie, przyczem podnosił ją tak wysoko, iż łokieć znajdował się na poziomie o wiele wższym niż dłoń. Nie był to już dyrektor banku, lecz zuch pełen temperamentu młodzieńczego, sportsmen i wesoły birbant. Twarz jego jednak — o najeżonych dziko brwiach i powiekach pozbawionych rzęsów — miała wyraz gminny i znikczemniały; była to typowa twarz nałogowego alkoholika i rozpustnika — twarz człowieka, lubującego się w drobnych okrucieństwach. Wraz z aktorem przybyły również dwie jego damy: Mańka-Krokodyl, czyli Mańka Wielka i najstarsza latami wychowanka zakładu, Henryeta, która w życiu swem widziała już wszystko i do wszystkiego zdołała się przyzwyczaić, jak stary koń chodzący w kleracje; Henryeta mówiła grubym basem i mimo lat była jeszcze ładną kobietą. Nie rozstawała się ona od dwóch już dni z aktorem, który ubiegłej nocy wziął ją z domu publicznego do hotelu.
Po chwili Laurecki zajął miejsce obok Jarczenki i począł natychmiast grać nową rolę jakiegoś dobrodusznego obywatela, który sam był kiedyś studentem i obecnie, ilekroć widzi młodzież uniwersytecką spogląda na nią z cichem, ojcowskiem rozrzewnieniem.
— Wierzcie mi, panowie, że dusza moja po tych wszystkich burzach życiowych wprost odpoczywa wśród młodzieży, — mówił patetycznie; starając się swej rozpustnej i cynicznej twarzy nadać wyraz wielkiego wzruszenia. Ach, ta wiara w świętość ideału, te szlachetne porywy i uniesienia!... Czy może istnieć coś wznioślejszego i świętszego od studenterji rosyjskiej? Kiolner! Szampana! — ryknął nagle, uderzając pięścią w stół.
Lichonin i Jarczenko nie chcieli pozostać dłuż-