jącym się nad kobietą; wogóle sprawia ci przykrość ciągłe oglądanie wszelkich pospolitości, brudów, żądz, zwierzęcości i pijaństwa. Skoro mi jednak sam to mówisz, wierzę ci, iż nie odda jesz się rozpuście, ale wówczas, że użyję stylu artykułów wstępnych, twój modus vivendi staje się dla mnie jeszcze bardziej niezrozumiałym.
Reporter myślał przez chwilę, poczem dopiero odpowiedział, a mówił wolno, ze skupieniem, jakgdyby po raz pierwszy przysłuchiwał się swym własnym myślom i ważył je na szali.
— Otóż uważasz, mój drogi, pociąga mnie i zaciekawia w tem życiu... jakby to powiedzieć.... jego okrutna i naga prawda. Z życia tego, niby pokrowce, zdarto wszystkie uznane kanony. Niema w nim ani kłamstwa, ani obłudy, ani świętoszkostwa; niema tu żadnych szacherek z opinją, ani z natrętną tradycją przodków, ani ze swem własnem sumieniem. Niema tu żadnej iluzji i żadnych upiększeń. Oto jestem — ja! Kobieta publiczna, naczynie społeczne, klaoka do odprowadzania nadmiaru chuci całego miasta! Niechaj przychodzi do mnie ktokolwiek zechce, pierwszy lepszy, a nie spotka się z odmową, bo to jest moją służbą publiczną. Ale za jedną chwilę tej błyskawicznej rozkoszy — zapłacić mi musisz pieniędzmi, pogardą, chorobą i hańbą. Oto i wszystko. Pozatem nie znajdziesz już w życiu ludzkiem innej sytuacji — sytuacji, w którejby podstawowa i zasadnicza prawda uwidoczniała się w tak dziwacznych i jaskrawych barwach, bez cienia ludzkiego kłamstwa i samoobrony swej nędzy.
— Ech, możnaby o tem pogadać! Przecież te kobiety łżą jak najęte. Pogadaj z nią tylko, co ją
Strona:Aleksander Kuprin - Jama T. 1.djvu/121
Ta strona została przepisana.