Strona:Aleksander Kuprin - Jama T. 1.djvu/128

Ta strona została przepisana.

kilka dni być koniem, rośliną, ryba albo zostać kobietą i urodzić dziecko; pragnąłbym żyć jakiś czas wewnętrznem życiem wszystkich istot na ziemi, aby móc patrzeć na świat oczami każdego człowieka, którego spotykam.
I oto, nie krępując się niczem, zwiedzam beztroskliwie wsie i miasta, znam i kocham dziesiątki rzemiosł i płynę radośnie wszędzie, gdziekolwiek los skieruje mój żagiel... W ten sposób trafiłem do domu publicznego, i im więcej wpatruję się w jego życie, ogarnia mnie tem większe przerażenie, poczynam coraz mniej rozumieć, a w sercu wzbiera złość. Ale i z tem skończę niedługo. Skoro tylko nadejdzie jesień — pójdę het w świat. Wstąpię do fabryki szyn. Mam tam przyjaciela, który wystara mi się o zajęcie. Czekaj, czekaj... Posłuchajmy aktora... W tej chwili odgrywa akt trzeci.
Egmont Laurecki, który bardzo udatnie naśladował to prosiaka, którego pakują do worka, to kłótnię psa z kotem, zaczynał powoli tracić humor i tupet.
Brała go już w swe oploty zwykła faza szczerości i samobiczowania, pod wpływem której kilkakrotnie usiłował pocałować Jarczenkę w rękę. Powieki jego poczerwieniały jeszcze bardziej, bruzdy, okalające jego wygolone, ostre wargi, stały się jeszcze głębszemi, a głos świadczył coraz wyraźniej że łzy przepełniają mu nos i gardło.
— Grywam w farsach — mówiąc bijąc się w piersi. Wykrzywiam się na scenie w kraciastych spodniach ku zabawie spasionych tłumów! Zgasiłem światłość płonącą w mych piersiach, jak najnędzniejszy niewolnik zakopałem talent mój w ziemię. Da-awniej — zabeczał tragicznie baranim głosem — oh da-wnie-ej!... Zapytajcie o mnie w No-