Strona:Aleksander Kuprin - Jama T. 1.djvu/130

Ta strona została przepisana.

ciwszy za szyjkę butelkę, podniósł ją wysoko ponad swą głową.
— Trzymajcie mnie, bo inaczej rozbiję głowę tej ścierwie! Nie znieważaj swym plugawym językiem...
— Ja mam język nie plugawy, bo sakramenty przyjmuję — odpowiedziała hardo. A ty głupcze chodzisz z rogami. Łazisz do prostytutek i chcesz, żeby cię żona nie zdradzała. I znalazłeś sobie rzeczywiście miejsce do narzekań. Pocóż jeszcze dzieci swe wywłóczysz, ty tatuńciu nieszczęsny. Nie wywracaj tak oczami i nie zgrzytaj zębami, bo ja się ciebie nie boję. Ty sam jesteś k....
Jarczenko musiał nabiedzić się niemało i przywołać na pomoc całe swe krasomóstwo, zanim zdołał uspokoić aktora i Mańkę, która po wypiciu benedyktyna miała zawsze pociąg do awantur.
Wreszcie, aktor rozsmarkał się i popłakał jak niedołężny starzec, i Henryjeta zabrała go do siebie.
Wszyscy czuli się coraz bardziej znużeni. Studenci jeden za drugim wracali z pokoików, a po upływie pewnego czasu do gabinetu przychodziły ponownie ich chwilowe kochanki. Zarówno jedni jak drudzy podobni byli do tych much, samców i samiczek, które przed chwilą spotkały się na szybie okiennej i wnet rozbiegły w różne strony. I mężczyźni i kobiety ziewali, przeciągali się, a na ich bladych z bezsenności i chorobliwie połyskujących od potu twarzach uwidoczniał się bezwiednie wyraz obrzydzenia i nudy. Gdy biesiadnicy żegnali się ze sobą, oczy ich spoglądały na siebie niechętnie, jakby byli uczestnikami jakiegoś plugawego i najzupełniej zbędnego występku.