Strona:Aleksander Kuprin - Jama T. 1.djvu/135

Ta strona została przepisana.

Wypił duszkiem filiżankę czarnej kawy i z ożywieniem ciągnął dalej:
— Tak. Tego rodzaju teorje wygłaszam ja i wielu innych, w pokoje przy herbacie, jedząc bułki i smaczną kiełbasę, przyczem wartość życia każdej poszczególnej jednostki ludzkiej uważa się za coś nieskończenie nikłego w ogólnej formule matematycznej. Skoro jednak ujrzę jakieś dziecko, które krzywdzą, wnet fala wściekłości zalewa mi mózg. Ilekroć zaś patrzę na pracę chłopa lub robotnika, wnet ogarnia mnie jakiś wstyd histeryczny, z powodu mych algiebraicznych formułek. Niech to djabli wezmą, ale istnieje w człowieku coś, co jest najzupełniej bezsensownem i nielogicznem; lecz to coś jest o wiele mocniejszem od rozumu ludzkiego. Ot choćby i dzisiaj: dlaczego mam w tej chwili wrażenie, jakgdybym okradł śpiącego, oszukał trzyletnie dziecko lub uderzył związanego człowieka? Dla czego wyda je mi się, że ja sam przyczyniam się do tego zła, jakiem jest prostytucja — że winien jestem przez me milczenie, moją obojętność, moją bierną tolerancję? I co mam czynić teraz, Płatonow, radź mi! — zawołał głosem, w którym brzmiał rozpaczliwy smutek.
Płatonow milczał, mrużąc swe małe oczki; w tej chwili jednak niespodzianie zabrała głos Gienia, mówiąc zjadliwie:
— Zrób to co zrobiła pewna angielka. Przyjeżdżał tu do nas ten stary, rudy koczkodan. Widocznie jakaś bardzo ważna osoba, bo z całą świtą przyjeżdżała... wszystko jacyś urzędnicy... A przedtem jeszcze przyszedł tu do nas pomocnik komisarza z rewirowym Kierbeszem. Jak tylko przyszli, zaraz nas pomocnik uprzedził: „Jeżeli wy, ścierwy jedne, powiecie mi choć jedno brzyd-