Strona:Aleksander Kuprin - Jama T. 1.djvu/143

Ta strona została przepisana.
XIII.

Do dziś po latach dziesięciu, wspominają byli mieszkańcy Jamy ów obfity w nieszczęśliwe, krwawe wypadki rok, który rozpoczął się od drobnych burd, skończył się zaś tem, że pewnego pięknego poranku, władze administracyjne zamknęły i zrujnowały doszczętnie stare, wygrzane gniazdo legalnej prostytucji i rozrzuciły jego resztki po szpitalach, więzieniach i ulicach wielkiego miasta. Do dziś jeszcze nieliczne pozostałe przy życiu dawne, całkiem zestarzałe właścicielki i otyłe ochrypłe, jak stary mopsy, byłe gospodynie wspominają o tej ogólnej zagładzie ze smutkiem, przerażeniem i głupiem zdziwieniem.
Jak te ziemniaki z worka posypały się bijatyki, rabunki, choroby, morderstwa i samobójstwa. Zdawało się, nikt w tem nie zawinił. Poprosili wszystkie owe nieszczęścia same przez się zaczęły się mnożyć, piętrzyć jedno na drugie, szerzyć się i rosnąć, tak samo, jak mała garstka śniegu, trącana nogami dzieci, sama przez się, skutkiem przylepiania się tającego śniegu, staje się coraz większą olbrzymieje i wreszcie nieznacznym wysiłkiem zepchnięta zostaje do wąwozu i toczy się w dół ogromną lawiną. Stare właścicielki i gospodynie, oczywiście nigdy nie słyszały o fatum, ale wewnętrznie, w duszy, odczuwały jego tajemniczą obecność w nieszczęściach tego okropnego roku.
I rzeczywiście, wszędzie w życiu, gdzie ludzie złączeni są wspólnemi interesami, krwią, celami w ściśle odosobnione grupy, tam stale obserwować można, owo tajemnicze prawo rapowego skupienia się, piętrzenia wydarzeń, o charakterze epidemicznym, ich dziwaczną zależność, wzajemną