Strona:Aleksander Kuprin - Jama T. 1.djvu/144

Ta strona została przepisana.

w poszczególnych rodzinach, gdzie choroba, lub łączność i niezrozumiałą ciągłość. Zdarza się to śmierć nagle spada na blizkich z nieuniknioną zagadkową kolejnością. Lud słusznie mówi, że „nieszczęście samo nie chadza“, a „gdy przyszła bieda — miej dla niej drzwi otwarte“. Zjawisko to daje się zauważyć również w klasztorach, bankach, departamentach, pułkach, zakładach naukowych i innych instytucjach publicznych, gdzie długo, przez dziesiątki lat, życie płynie niemal bez zmiany, równo, jak błotnista rzeka i nagle, po jakimś nieznacznym wydarzeniu, rozpoczynają się translokacje, wydalenia ze służby, przegrane w karty, choroby. Członkowie towarzystwa jak gdyby w zmowie umierają, dostają pomieszania zmysłów, popełniają defraudacje, palą sobie w łeb lub wieszają się, powstają wakanse jeden po drugim, awanse następują po awansach, przychodzą nowe żywioły i po dwóch latach nie pozostanie nikt z dawnych ludzi; wszystko nowe, o ile tylko sama instytucja nie rozpadła się ostatecznie, nie rozpełzła po świecie. I czyż nie taki sam zadziwiający los spotyka ogromne społeczne, światowe organizacje — miasta, państwa, narody, kraje, i kto wie, być może nawet całe światy planetarne.
Coś podobnego do tego niewytłumaczonego fatum zawisło nad osadą Jamską doprowadzając ją do rychłej i skandalicznej zguby. Obecnie zamiast awanturniczej Jamy, pozostało spokojne, ciche przedmieście zamieszkałe przez ogrodników, tatarów, hodowców nierogacizny i rzeźników z pobliskiej rzeźni. Na skutek starań tych szanownych ludzi, nawet sama nazwa osady Jamskiej jako hańbiąca mieszkańców swą przeszłością, zmienioną została na Gołubjewkę, ku czci kupca