Strona:Aleksander Kuprin - Jama T. 1.djvu/148

Ta strona została przepisana.

czuki, dwaj bracia (Mit‘ka i Dudas), Włodzio-Grek, Teodor Miller, Kapitan Dmitrjew, Siwocho, Dobrowolski, Szpaczek i wielu innych.
Dniem i nocą na głównych ulicach oszalałego miasta, jak w czasie pożaru, stały, poruszały się i wrzeszczały tłumy. Nie sposób opisać, co się wówczas działo na Jamkach. Mimo to, że właścicielki podwoiły prawie liczbę swych pupilek i potroiły ceny, biedne te, doprowadzone do szału kobiety nie mogły zdążyć z zaspokojeniem awanturniczej publiczności, szastającej bez rachunku pieniądzmi. Zdarzało się, że w sali, gdzie panowała ciżba jak na odpuście, oczekiwało na każdą z dziewczyn siedmiu, ośmiu, a nawet dziesięciu mężczyzn. Był to, zaiste, jakiś oszalały, pijany, konwulsyjny czas.
Wtedy to właśnie rozpoczęły się wszystkie niepowodzenia Jamy, co też doprowadziło do jej zagłady. A razem z Jamą zginął i znany nam dom otyłej, starej bladookiej Anny Markówny.

XIV.

Pociąg osobowy wesoło mknął z południa na północ, przecinając złote pola zbożowe i śliczne dębowe gaje, przelatując z hałaśliwym turkotem przez żelazne mosty, nad przeźroczystemi rzeczkami i pozostawiając po sobie wirujące kłęby dymu.
W przedziale klasy drugiej, pomimo otwartego okna, panowały straszliwy zaduch i gorąco. Zapach dymu przesycał powietrze. Kołysanie i upał zmęczyły pasażerów, prócz jednego z nich, wesołego, energicznego, ruchliwego żyda, usłużnego, towarzyskiego i chętnego do rozmowy. Jechał on z młodą kobietą i odrazu znać było, zwłaszcza po niej, że jest to niedawno skojarzone stadło mał-