Nieustanna gadatliwość pana Symeona (młodzieniec zdążył już poinformować sąsiadów, że nazywa się — Symeon syn Jakóba Horyzont) cokolwiek męczyła i drażniła pasażerów, mimo to jednak, on jeden tylko umiał wywoływać lepszy nastrój; demonstrował sztuki kuglarskie, opowiadał anegdoty żydowskie, odznaczające się nobliwym, oryginalnym humorem. Gdy żona jego wychodziła na platformę wagonu by się nieco orzeźwić, opowiadał takie rzeczy, iż generał rozpływał się z zadowolenia, ziemianin rżał trzęsąc swym wielkim brzuchem, podporucznik zaś, który dopiero przed rokiem opuścił szkołę, gołowąsy młodzieniec, zaledwie powstrzymując śmiech i ciekawość wciąż się odwracał, by sąsiedzi nie zauważyli że się co chwila rumieni.
Żona pielęgnowała Horyzonta z rozczulającą, naiwną troskliwością: wycierała mu twarz chusteczką, wachlowała go i ustawicznie poprawiała mu krawat. A twarz jego w takich chwilach stawała się śmiesznie zarozumiałą i głupio — zadowoloną.
— A proszę powiedzieć — zapytał grzecznie suchy generał; czy wolno dowiedzieć się, czem się szanowny pan trudni?
— Ach, mój Boże! — z miłą szczerością od — rzekł pan Symeon. No, czem się może trudnić w naszych czasach biedny żyd? Jestem sobie trochę, komiwojażerem, trochę komisjonerem. Obecnie daleki jestem od interesu. Panowie, chi! chi! chi!, sami to rozumiecie. Miodowy miesiąc, — nie powtarza się, Sarusiu, przecież nie powtarza się to trzy razy do roku. Lecz potem wypadnie mi bardzo wiele podróżować i pracować. Teraz przyjedziemy z Sarusią do miasta, złożymy wizyty jej
Strona:Aleksander Kuprin - Jama T. 1.djvu/150
Ta strona została przepisana.