ligentną kobietę. Proszę robić z nią co się podoba. Prawdopodobnie znajdzie pani na nią amatora.
Barsukowa uśmiechnęła się subtelnie i zapytała:
— Znowu żona?
— Nie. Ale szlachcianka.
— A więc znowu zatargi z policją?
— Ach! Mój Boże! Nie biorę od pani dużych pieniędzy: za wszystkie cztery, jakieś parszywe tysiąc rubli.
— No mówmy otwarcie: pięćset. — Nie chcę kupować kota w worku.
— Zdaje się madame Barsukowa, że z panią nie po raz pierwszy robimy interes. — Oszukiwać zaś nie będę i zaraz przywiozę ją tutaj! — Proszę tylko nie zapominać, że pani jest moją ciotką. Nie zabawię tu w mieście dłużej nad tydzień.
Madame Barsukowa zaśmiała się trzęsąc piersiami, brzuchem i podgardlem.
— Nie będziemy targować się o drobnostkę. Zwłaszcza, że ani pan mnie, ani ja pana nie oszukuję. Obecnie jest duży popyt n kobiety. Coby pan powiedział, panie Horyzont, gdybym zaproponowała panu butelkę wina?
— Dziękuję pani, z przyjemnością.
— Pomówimy, jak starzy przyjaciele. — Proszę powiedzieć ile pan zarabia rocznie?
— Ach madame, jak to powiedzieć? — Dwanaście, dwadzieścia tysięcy mniej więcej: ale proszę zważyć, jakie szalone wydatki mam w podróżach.
— Pan oszczędza cokolwiek?
— Ach, drobnostkę: jakie dwa — trzy tysiące rocznie.
Strona:Aleksander Kuprin - Jama T. 1.djvu/172
Ta strona została przepisana.