mny brylant, często stawał u tych drzwi i nadsłuchiwał uważnie co się wewnątrz działo.
Baronowa, o znudzonej, bladej twarzy, sennie patrzyła przez lornetkę na salę, obserwując huczący, żujący i krzątający się tłum. Pośród czerwonych, białych, błękitnych i żółtych strojów kobiecych, jednostajne postacie mężczyzn były podobne do wielkich czarnych żuków. Rowińska niedbale, lecz jednocześnie uporczywie patrzyła na dół na scenę i na widzów, a twarz jej miała wyraz zmęczenia, nudy i być może, owego przesytu wszelkiemi widowiskami, właściwego znakomitościom. Jej śliczne, długie, chude palce lewej ręki spoczywały na amarantowym aksamicie loży. Pierścionki z rzadkiej piękności szmaragdami tak niedbale trzymały się na nich, że lada chwila groziły spadnięciem; baronowa nagle roześmiała się.
— Płoszę spojrzeć — powiedziała — co za śmieszna postać, lub ściśle mówiąc, śmieszny zawód. Oto na tego, który gra na siedmiorzędnej fujarce.
Wszyscy spojrzeli w kierunku jej ręki. I rzeczywiście, widok był dość śmieszny. Z tylu orkiestry rumuńskiej siedział otyły wąsaty człowiek, prawdopodobnie ojciec, a kto wie, może nawet dziadek licznej rodziny i z całej siły dmuchał w siedem drewnianych, połączonych razem fujarek. Ponieważ, widocznie, trudno mu było przesuwać ten instrument między wargami, więc z niezwykłą szybkością obracał głowę, to na lewo, to na prawo.
— Zadziwiające zajęcie — powiedziała Rowińska. — A niech no pan, panie Czapliński, spróbuje pokręcić tak głową.
Strona:Aleksander Kuprin - Jama T. 1.djvu/179
Ta strona została przepisana.