Strona:Aleksander Kuprin - Jama T. 1.djvu/18

Ta strona została przepisana.

— Jak Boga kocham, ona tu ma się tak dobrze, jakby córka rodzona.
— Ale przecież tu nie o to idzie — odpowiada, marszcząc się, rewirowy. — Niech pani zrozumie moje położenie... Przecież to obowiązek służbowy... Ach Boże mój, człowiek i bez tego dość ma nieprzyjemności!
Gospodyni wstaje i, kłapiąc pantoflami, zmierza ku drzwiom, mrugając na rewirowego okiem:
— Panie Kierbesz, chciałbym, żeby pan obejrzał nasze przybudówki. Chcemy rozszerzyć trochę nasz lokal.
— Aha! Z przyjemnością...
Po upływie dzisięciu minut oboje wracają, nie patrząc na siebie. Rewirowy trzymając rękę w kieszeni, szeleści nową storublówką. Towarzystwo nie mówi już więcej o wciągniętej do domu publicznego dziewczynie. Rewirowy, dopijając prędko likieru, uskarża się na upadek moralności.
— Ot, naprzykład, mój syn Paweł, uczeń gimnazjalny. Przychodzi ten nikczemnik do domu i oświadcza mi: „Proszę ojca, koledzy wymyślają mi, że ojciec służy w policji, ma rewir na Jamskiej i bierze łapówki w domach publicznych“. Czyż to nie bezczelność, niechże pani sama powie, pani Szojbes.
— Aj — aj — aj!... Jakie tam łapówki?... Ot i ja także mam...
— Mówię tedy do syna: — przerywa rewirowy — „Idź, łajdaku jeden, i poskarż się dyrektorowi, żeby mi się to więcej nie powtarzało; powiedz mu, że w przeciwnym razie twój tatuś napisze raport do naczelnika kraju“. I cóż państwo myślicie? Przychodzi do mnie znowu i powiada: „Ja ci już, ojcze, nie jestem synem — szukaj sobie innego sy-