Włodzio Czapliński, tajemnie i beznadziejnie zakochany w artystce — natychmiast posłusznie i gorliwie usiłował to wypełnić, ale po chwili zrezygnował.
— Nie, to niemożliwe — powiedział — trzeba tu albo długiego trenowania, albo też, być może, wrodzonych zdolności.
Baronowa odrywała listki swej róży i rzucała je do kielicha, poczem z trudnością zwalczywszy ziewanie, powiedziała z nieznacznym grymasem:
— Ale mój Boże, jak nudnie bawią się tu u was w K.! Proszę spojrzeć: ani śmiechu, ani śpiewu, ani — tańców. Niby jakieś stado spędzone któremu kazano się bawić.
Riezanow niedbale ujął swój kielich, skosztował nieco i odpowiedział obojętnie swym czarującym głosem:
— No, a u was w Paryżu, lub Nicei, czyż weselej? Przecież trzeba się z tem pogodzić, że wesołość, prawdziwa młodość i śmiech, zniknęły zupełnie z życia ludzkiego i wątpliwe, czy kiedykolwiek wrócą. Zdaje mi się, że należy traktować ludzi wyrozumiałej. Kto wie, być może, dla wszystkich siedzących tu na dole, dzisiejszy wieczór — to odpoczynek, święto.
— Mowa obrońcy — zauważył w swój specjalny sposób Czapliński.
Ale Rowińska szybko odwróciła się od mężczyzn i jej podługowate, zielonkawe oczy zwęziły się. Było to u niej oznaką gniewu, który czasem popycha, nawet osoby koronowane do popełniania nietaktów. Zresztą pohamowała się natychmiast i ciągnęła leniwie:
— Nie rozumiem o czem panowie mówicie. Nie rozumiem nawet pocośmy tu przyszli. Prze-
Strona:Aleksander Kuprin - Jama T. 1.djvu/180
Ta strona została przepisana.