dzielio tem, że w Petersburgu światowe, bawiące się panie, a nawet i panny, pozwalają sobie, pod wpływem modnego snobizmu, na wybryki daleko gorsze, od zaproponowanego przez Rowińską.
W drodze na ulicę Jamską, Rowińska rzekła do Włodzia:
— Zawiezie mię pan najprzód do najbardziej eleganckiego zakładu, potem do średniego, a nakoniec do najbrudniejszego.
— Droga pani, gorąco zaoponował Czapliński, — dla pani gotów jestem uczynić wszystko. Mówię bez kłamliwej chełpliwości, że na rozkaz pani oddam swe życie, że na jeden dany przez panią znak gotów jestem zrujnować moją karjerę i stanowisko. Ale nie odważę się zawieść panią do tych domów. Obyczaje rosyjskie są brutalne, a często — wprost nie ludzkie. Obawiam się, że mogą tam panią obrazić słowem ostrem, nieprzyzwoitem, że jakiś przygodny gość pozwoli sonie na jakiś rażący wybryk.
— Ach, mój Boże, niecierpliwie przerwała Rowińska, gdy śpiewałam w Londynie, wówczas wielu zabiegało o moje względy, a ja nie krępowałam się w dobranem towarzystwie pojechać dla oględzin, najbrudniejszych spelunek Wildcheplu. Powiem również, że towarzyszyło mi wówczas dwóch arystokratów, lordów, byli to sportsmeni, ludzie niezwykle silni fizycznie i moralnie, którzy, oczywiście, nigdy nie pozwoliliby na skrzywdzenie kobiety. Zresztą, może pan Włodzio należy do gatunku tchórzów?
Czapliński wybuchnął.
— O, nie, nie, pani Heleno. Ostrzegłem tylko,