Strona:Aleksander Kuprin - Jama T. 1.djvu/27

Ta strona została przepisana.

w miłość. To też one są głupie. Ale że ty, coś, jak się zda je, tyle już w swem życiu widziała i ze wszystkich pieców chleb jadłaś, też pozwalasz sobie na takie głupstwa? Po co ty tę koszulę haftujesz?
Tamara powoli przypina do kolana tkaninę, wygładza szew palcem i, przechylając z lekka głowę na bok, nie podnosząc ani na chwilę swych zmrużonych oczu, mówi:
— Przecież trzeba coś robić. Inaczej nudno; w karty nie gram i zresztą nie lubię.
Gienia w dalszym ciągu kiwa głową.
— Doprawdy, dziwna z ciebie dziewczyna, wprost dziwna. Przecież dostajesz od gości o wiele więcej pieniędzy niż my; dlaczego zamiast oszczędzać pieniądze tracisz je? I na co? Kupujesz sobie perfumy po siedem rubli butelka. Co komu z tego przyjdzie? Ot i teraz naprzykład wzięłaś za 15 rubli jedwabiu. Czy wyszywasz to dla swego Sieńki?
— Rozumie się, dla niego.
— Także sobie skarb znalazła. Złodziej zdeklarowany. Przyjeżdża do zakładu i rozporządza się jakby jaki dowódca. Że to cię jeszcze nie bije; złodzieje to lubią. A czy on cię bardzo nabiera?
— Nie daję mu nigdy więcej nad to co sama chcę — odpowiada łagodnie Tamara, przegryzając nitkę zębami.
— To też mnie to dziwi najwięcej. Żebym ja miała twój rozum i twoją urodę, jużbym sobie znalazła takiego gościa, któryby mnie wziął na utrzymanie. I klejnoty własne byś miała i powóz własny.
— Co kto lubi, Gieniu. Ty także jesteś ładna