Strona:Aleksander Kuprin - Jama T. 1.djvu/28

Ta strona została przepisana.

i miła dziewczyna masz śmiały i niezależny charakter, a przecież obie ugrzęzłyśmy w tym domu.
Gienia wybucha i rozgoryczona odpowiada:
— A właśnie! Tobie się dobrze powodzi, zawsze masz najlepszych gości i robisz z nimi co ci się podoba, a do mnie chodzą albo sami starcy albo mleczaki. Nie mam szczęścia. Jedni wyuzdani, a drudzy — żółtodzioby. Najbardziej nie cierpię tych chłopaczków. Przyjdzie taki smarkacz, to się boi, śpieszy, drży cały, a jak zrobi swoje, nie wie gdzieby się ze wstydu schować, takie go obrzydzenie bierze. A ja wtedy w pysk bym go lunęła. Zanim wyjmie rubla ściska go w kieszeni a jak go daje, to cały ten jego rubel jest gorący i nieraz spocony. Mleczak!... Matka daje mu na kiełbasę z bułką, a on grosz do grosza zbiera i na dziewczynę oszczędza. Niedawno był u mnie kadecik: kiedy już odchodził dałam mu na kpiny karmelek i powiedziałam: masz malutki karmelek na drogę, żebyś miał co ssać jak będziesz wracał do swego korpusu. Z początku obraził się na mnie, ale potem wziął. Umyślnie poszłam do okna, żeby zobaczyć co zrobi: wyszedł na ulicę obejrzał się naokoło i zaraz włożył w usta karmelek. Prosiak.
— E, ze starymi to jeszcze gorzej — mówi delikatnym głosikiem Mańka, spoglądając chytrym okiem na Zoję — nieprawda Zoju?
Zoja, która właśnie skończyła grę i przed chwilą zaledwie chciała ziewnąć, nie może tego dokonać żadną miarą. Gniewa ją to i bawi równocześnie. Bywa u niej stale jakiś stary dygnitarz, mający zboczenie płciowe. Z erotycznych wybryków jego drwi cały zakład.