Niura wybucha wesołością i pokłada się ze śmiechu, unosząc wycoko ku górze swe nogi osłonięte długiemi, czarnemi pończochami. Nagłe jednak przestaje się śmiać i, patrząc na koleżankę rozszerzonemi z przestrachu, oczyma, szepce:
A czy ty wiesz, że on w zaprzeszłym roku zarżnął kobietę. On sam, jak Boga kocham.
— Jakto? Na śmierć?
— Nie, nie na śmierć. Wylizała się — mówi Niura, jakby żałując, że tak się stało. — Dwa miesiące jednak przeleżała w szpitalu. Doktorzy mówią, że gdyby ją uderzył kapeczkę wyżej, jużby ją na śmierć zabił.
— I za cóż to?
— Albo ja wiem? Może pieniądze przed nim chowała, albo go zdradzała. On był kochankiem jej — alfonsem.
— I cóż mu za to zrobili?
— A nic. Nie było żadnych dowodów. Stało się to wczasie ogólnej awantury, kiedy walczyło ze sobą blisko stu ludzi. Ona też oświadczyła w policji że nie podejrzewa go zupełnie. Ale Prochor sam się później przechwalał: wtedy nie zarżnąłem Duńki, ale innym razem to z nią zrobię koniec. Już ona moich rąk nie ujdzie.
Ciałem Luby wstrząsa dreszcz trwogi.
— Oni na wszystko pójdą, te alfonsy! — mówi głosem cichym, pełnym przerażenia.
— Straszna rzecz do czego to dochodzi! Ja sama kochałam się przez rok z naszym Szymonem. Powiadam ci, strasznie podły potwór z niego. Całe ciało miałam posiniaczone. I żeby choć miał jakiś powód; przyjdzie do mego pokoju rankiem, zamknie się ze mną i zaczyna mnie męczyć. Ręce mi wykręcał, w piersi mnie szczypał, za gardło chwy-
Strona:Aleksander Kuprin - Jama T. 1.djvu/40
Ta strona została przepisana.