Strona:Aleksander Kuprin - Jama T. 1.djvu/41

Ta strona została przepisana.

tał i dusił. A innym znów razem całuje mnie mocno, aż nagle jak ukąsi w wargi, to aż krew tryśnie... ja wtedy płakać zaczynam, a on jakby czekał tylko na to. Jak zwierzę wściekłe rzucał się na mnie. A przytem zabierał mnie wszystkie pieniądze, co do jednego grosza, tak, że nie miałam nawet na papierosy. Przecież on chytry i skąpy i wciąż składa pieniądze w kasie oszczędności... Powiada, że jak tysiąc rubli zbierze, to zamieszka w klasztorze.
— Naprawdę?
— Jak Boga kocham. Popatrz tylko na jego pokój; przez całą dobę, dniem i nocą pali lampkę przed świętemi obrazami. O, bo on jest bardzo pobożny... Ale mnie się zdaje, że to dlatego, iż musi mieć na sumieniu jakieś ciężkie grzechy, to morderca... jest...
— Co ty powiadasz?
— Eh, dosyć o tem, mówmy o czem innem. Śpiewajmy dalej:
Pójdę do apteki, kupię w niej trucizny.
Potem się otruję...
Gienia tymczasem przechadza się wzdłuż i wszerz sali, ująwszy się pod boki i przypatrując się swej osobie we wszyskich lustrach, koło których przechodzi. Ma na sobie atłasową suknię pomarańczowego koloru, z prostemi zakładkami na spódnicy, która kołysze się w takt jej poruszeń, to na lewo, to znów na prawo.
Mała Mańka, namiętna wielbicielka gry w karty, gotowa grać w nie bezustannie od poranku do poranku, gra w tej chwili z Paszą w „sześćdziesiąt sześć“; dla ułatwienia gry ustawiły między sobą stolik, przyczem karty zbierają na rozpostarte między kolanami spódnice. Mańka ma na sobie skro-