Strona:Aleksander Kuprin - Jama T. 1.djvu/45

Ta strona została przepisana.

wstydu nie masz — krzyczy nagle Genia. — Nie mogę na ciebie patrzeć bez obrzydzenia. Zupełnie, jak suka! Gdybym była na twojem miejscu, tobym już wołała skończyć ze sobą, powiesiłabym się na sznurku od gorsetu. Ach ty gadzino!...
Pasza w milczeniu opuszcza ku ziemi pełne łez oczy. Mania próbuje ująć za nią.
— Cóżeś ty tak na nią powstała, Gieniu.
— Wszystkie jesteście dobre — przerywa jej ostro Gienia. — Zupełnie nie macie ambicji!... Przychodzi taki cham, kupuje sobie ciebie jak kawałek mięsa, wynajmuje cię na godzinę, według taksy jak dorożkę, a ty potem rozpływasz się nad nim: „Ach kochanek mój! Miłość nadziemska!“ Pfe!
Z gniewem odwróciła się od koleżanek i znów poczęła wzdłuż i wszerz przechadzać się po sali, kołysząc się na biodrach i przeglądając we wszystkich lustrach.
Przez cały ten czas grajek wciąż jeszcze niemoże sobie poradzić z nieudolnym skrzypkiem.
— Nie w ten sposób, nie w ten sposób, panie Izaku. Niech pan na chwilę odłoży skrzypce i posłucha melodji.
Jednym palcem gra na forepianie, przyśpiewując tym obrzydliwym, koźlim głosem jaki posiadają wszyscy kapelmistrze.
— Es-tam, es-tam, es-tiam-tiam. A teraz niech pan powtarza za mną od początku pierwszą figurę. No dalej: ein, zwei...
Próbie ich przysłuchuje się z uwagą niemiłosiernie wymalowana Zoja, wsparta o fortepian, oraz Wiera, dziewczyna szczupła, o twarzy noszącej ślady pijaństwa, przebrana za dżokieja: ma więc na głowie okrągłą czapeczkę, niebiesko-białą kurtkę, jedwabne obcisłe spodnie i buciki lakiero-