Strona:Aleksander Kuprin - Jama T. 1.djvu/47

Ta strona została przepisana.

kierunku i wraz z dorożką i barczystym woźnicą ginie w ciemnościach wieczoru.
— Pfe, panienki! Wstyd! — rozlega się nagle pełen oburzenia głos gospodyni, Emmy. — A gdzie — żeście to widziały, żeby przyzwoite panny właziły na okno i wyprawiały wrzaski na całą ulicę. Skandal doprawdy. I zawsze wszystkiemu winną jest Niura, ta nieznośna Niura!
W swej czarnej sukni, z twarzą obrzękłą i pożółkłą, z ciemnemi obwódkami pod oczyma i trzema trzęsącemi się podbródkami ma wygląd majestatyczny.
Dziewczyny jak zgromione pensjonarki zasiadają na krzesłach wzdłuż ściany z wyjątkiem Gieni, która w dalszym ciągu przegląda się w lustrach. Słychać turkot dwóch dorożek, które zatrzymały się po przeciwnej stronie ulicy, przed domem należącym do Zofji Bazylówny. Jama poczna zwolna tętnieć życiem. Znów rozległ się turkot dorożki, która nagle zatrzymała się przed domem Anny Markówny.
Ktoś rozbiera się w przedsionku przy pomocy szwajcara. Gienia staje w progu i przez chwilę przygląda się przybyszowi, wnet jednak wraca z powrotem, wzruszając ramionami i trzęsąc głową przecząco.
— Niewiem kto taki — informuje półgłosem. — Nigdy tu u nas nie był. Pewnie jakiś tatuś, tłusty w złotych okularach i w mundurze.
Emna głosem przypominającym dźwięk wzywającej do apelu trąby żołnierskiej, komenderuje:
— Panienki, proszę do sali! Do sali, panienki! Wszystkie pozostałe jedna za drugą sztucznym krokiem wychodzą na salę: Tamara z obnażonemi białemi rękami i szyją, okoloną sznurkiem sztucz-