Strona:Aleksander Kuprin - Jama T. 1.djvu/55

Ta strona została przepisana.

w progu Zosia. Niech pan się tu urządzi, jak panu będzie najlepiej. Smacznego apetytu!
Po jej odejściu Mańka zamknęła drzwi na haczyk i usiadła na kolanach niemca, objąwszy go za szyję obnażoną ręką.
— Czy dawno tu już jesteś — zapytał, popijając piwo. Rozumiał, że to udawanie miłości, jakie ma się odbyć za chwilę, wymaga jakiegoś duchowego zbliżenia, poufalszej znajomości; dlatego też, nie bacząc na swe zniecierpliwienie, wszczął jedną z tych zwykłych rozmów, jakie prowadzą wszyscy niemal mężczyźni, gdy sam na sam zostają z prostytutkami: te ostatnie poczynają wówczas kłamać mechanicznie, nie unosząc się i nie przejmując swą rolą, kłamiąc według starego szablonu.
— Niedawno, od trzech miesięcy dopiero.
— A ile masz lat?
— Szesnaście — kłamie mała Mańka, ujmując sobie pięć lat.
— O, jaka młodziutka — dziwi się niemiec, zdejmując kamasze. — W jakiż sposób dostałaś się tu?
— To było już potem, gdy mnie jeden oficer pozbawił niewinności, tam... w moich stronach rodzinnych. Moja mamusia to bardzo surowa kobieta, gdyby się o tem dowiedziała udusiłaby mnie własnemi rękami. Bałam się i dlatego uciekłam z domu, aż tutaj.
— A czyś ty bardzo kochała tego oficera?
— Jakbym go nie kochała, tobym mu się nie oddała. Obiecywał, nikczemnik jeden, że się ożeni, a później kiedy już osiągnął co chciał, porzucił mnie.
— A czyś ty za pierwszym razem bardzo się wstydziła?