usadowił się mały Tołpygin, sympatyczny chłopiec w kolorach, który mimo 23 lat policzki miał okryte puszkiem dziecięcym.
— Stacja u Doroszenki — zawołał do dorożkarzy, a zwracając się do swych towarzyszy dodał:
— U Doroszenki przystanek.
Po przybyciu do restauracji Doroszenki, wszyscy udali się na ogólną salę i zgromadzili przy bufecie. Nikt nie miał chęci do picia; widocznie jednak każdy doznawał wrażenia, że oto za chwilę, najzupełnie niepotrzebnie, zamierza popełnić coś haniebnego, wziąć udział w jakiejś sztucznej i kon wulsyjnej, bynajmniej nie zabawnej zabawie. I każdy z nich pragnął pijaństwem wprowadzić się w ten mglisty i tęczowy stan ducha, w którym obojętnieje naokół i kiedy głowa nie wie, co czynią ręce i nogi, i co paple język.
Prawdopodobnie, że nietylko sami studenci, lecz wszyscy inni goście, zarówno stali jak i przygodni, w mniejszym lub większym stopniu odczuwali w duszy swej ukłucia tej niewidzialnej drzazgi; Doroszenko handlował wyłącznie późnym wieczorem lub nocą, goście nie bawili nigdy tu długo, lecz wstępowali jedynie przelotnie, po drodze.
Podczas gdy studenci pili koniak, piwo i wódkę, Ramzes spoglądał uważnie w najdalszy kąt sali restauracyjnej, gdzie przy stoliku siedzieli dwaj ludzie: siwy i rosły starzec, ubrany w łachmany i jakiś krępy, krótko ostrzyżony mężczyzna w szarem ubraniu; ten ostatni siedział przygarbiony tyłem do bufetu, ręce miał wsparte na stole, a na pięściach oparł podbródek. Starzec uderzał palcami o struny leżących przed nim gęśli i głosem ochrypłym lecz miłym nucił:
Strona:Aleksander Kuprin - Jama T. 1.djvu/77
Ta strona została przepisana.