Strona:Aleksander Kuprin - Jama T. 1.djvu/82

Ta strona została przepisana.

i, zerwawszy się z miejsc, pobiegły na ich spotkanie.
— Patrz, Tamaro, twój mąż — Włodek! I mój mąż Michał także przyszedł — piszczała Niura, wieszając się na szyi Piotrowskiego, młodzieńca wysokiego, o długim nosie i poważnym wyglądzie. — Tak się masz, Michaś. Czemu tak dawno nie byłeś? Stęskniłam się do ciebie.
Jarczenko zażenowany rozglądał się wokół i po chwili, zwracając się do stojącej obok gospodyni, rzekł uprzejmie:
— Chcieliśmy się jakoś urządzić... Wie pani co... możeby tak w oddzielnym gabineciku... I niech nam pani każę z łaski swej podać jakiegoś tam wina czerwonego... i może jeszcze kawy... Zresztą pani już wie.
Jarczenko wzbudzał zawsze poszanowanie dla swej osoby, zarówno eleganckim wyglądem, jak i uprzejmym, lecz pańskim, sposobem zachowania się.
W odpowiedzi na jego słowa, Emma radośnie pokiwała głową — niby stary spasiony koń cyrkowy.
— Można tego wszystkiego dostać... można... Niech panowie pozwolą tu do saloniku. A jaki ma być likierek, bo mamy tylko benedyktyna. Więc benedyktyn. Dobrze, dobrze. A czy panienki mogą przyjść?
— Jeżeli to już koniecznie, w takim razie — odrzekł Jarczenko z westchnieniem, rozkładając ręce.
I wnet dziewczyny jedna za drugą wkroczyły do oświetlonego niebieską amplą gabinetu, w którym znajdywały się szare, kryte pluszem meble. Wchodząc, wyciągały na powitanie nieprzyzwy-