Strona:Aleksander Kuprin - Jama T. 1.djvu/88

Ta strona została przepisana.

powiem, zawrzeć z tym światkiem ściślejsze stosunki.
— A a... zdaje się, że zaczynam pana rozumieć — zawołał z rozpromienioną twarzą Jarczenko. Nasz nowy przyjaciel, przepraszam za tę małą poufałość — widocznie gromadzi materjał życiowy.
Prawdopodobnie za kilka lat będziemy mieli szczęście czytać...
— Trrragedję z domu publicznego — dorzucił głośno, akcentując po aktorsku, Borys.
Reporter ponownie nie zwrócił uwagi na te słowa, lecz w dalszym ciągu rozmawiał z Jarczenką. Tamara tymczasem wstała z krzesła, okrążyła stół i pochylając się nad Szabasznikowem, szepnęła mu do ucha:
— Mój drogi i kochany, nie zaczepiaj pan lepiej tego pana. Jak Boga kocham, niech pan tego nie robi dla własnego dobra.
Borys spojrzał na nią wyniośle, poprawiając binokle na nosie.
— Coo? Czy to twój kochanek? Alfons?
— Przysięgam panu, na co pan chce, że on mi ani razu jeszcze z żadną z nas nie zostawał się sam na sam. Ale powtarzam jeszcze raz, niech go pan lepiej nie zaczepia.
— Tak, rozumie się! — zaoponował Szabasznikow, krzywiąc się pogardliwie. — Ten pan ma za sobą tak piękną obronę, jak cały dom publiczny. Zapewne też wszyscy zamieszkali na Jamie specjaliści od wyrzucania są najbliższymi jego przyjaciółmi.
— Nie panie — szepnęła łagodnie Tamara. — Chwyci pana za kark i wyrzuci przez okno, jak psiaka. Widziałam już raz taką podróż napo-