Strona:Aleksander Kuprin - Jama T. 1.djvu/95

Ta strona została przepisana.

— Bardzo prostą nawet. Przed chwilą profesor zapytywał mnie, czy nie podjąłem mych obserwacji dla celów autorskich. Otóż mogę na to odpowiedzieć, że umiem patrzeć, lecz nie umiem obserwować. Oto wskazałem panom jako przykład Szymona i kuplerkę. Nie wiem dlaczego, lecz czuję, że w duszach tych ludzi ukrywa się jakaś potworna rzeczywistość życia, lecz nie umiem ani powiedzieć — o tem, ani odtworzyć jej — nie mam talentu. Tu potrzeba istotnie wielkiej umiejętności, aby ukazać we waściwym świetle jakiś drobny, szkicowy szczegół; otrzymamy w wyniku obraz tak dalece wstrząsający prawdą, że przerażony czytelnik otworzy oczy szeroko. Ludzie dopatrują się rzeczy okrutnych w słowach, w okrzykach, w gestykulacji. O! naprzykład mnie samemu zdarza się często czytać opisy pogromów, zajść w więzieniu lub uśmierzania zaburzeń. Rozumie się, że opisani są tu przedewszystkiem policjanci, ci służebnicy samowoli, ci oprawcy współcześni, brodzący po kolana we krwi, ci... jak to się jeszcze w tych wypadkach pisze. Oczywiście, przy czytaniu tych opisów doznajemy uczucia oburzenia, smutku i ohydy; wszystko to jednak odczuwamy rozumem, nie sercem. A oto idę ulicą i widzę tłum ludzi, zgromadzonych naokół pięcioletniej dziewczynki; okazuje się, że dzieciak zabłąkał się i zgubił matkę, a może zresztą matka porzuciła je umyślnie. Przed dziewczynką klęczy stójkowy i wypytuje ją troskliwie, jak jej na imię, skąd rodem, jak się nazywają ojciec i matka. Pot sączy się z czoła, czapka zsunęła mu się na tył głowy, wielka twarz wąsata ma wyraz łagodny i bezradny, a głos brzmi słodko i ujmująco. Dziewczynka jest wzburzona, zachrypła od płaczu i boczy się od ludzi — wówczas policjant wysuwa przed nią dwa