Strona:Aleksander Kuprin - Jama T. 1.djvu/97

Ta strona została przepisana.

lepszy w świecie człowiek. Nazywaliśmy go ogólnie elektrycznym kapitanem. Wypadło mi ubierać go do trumny. Wziąłem jego mundur i począłem przystrajać szlifami. Robi się to w ten sposób, że w dziurkę od guzika nawleka się go przez ubranie, poczem zawiązuje po przeciwległej stronie pętelkę. Zrobiłem to wszystko, lecz w żaden sposób nie mogłem się uporać z pętelką; albo wiązałem ją za mocno, albo znów wypadały mi zbyt krótkie końce. Męczę się w ten sposób i nagle przychodzi mi do głowy myśl zadziwiająco prosta, że o wiele łatwiej i prędzej dokonam tego, gdy zrobię węzełek, którego przecież i tak nikt nie będzie rozwiązywał. I wtedy cała moja istota zrozumiała odrazu grozę śmierci. Dotąd, jakkolwiek widziałem wciąż przed sobą szklane oczy kapitana, jakkolwiek dotykałem jego zimnej czaszki, nie uprzytomniałem sobie śmierci; dopiero kiedym pomyślał o węzełku, groza przeniknęła mnie nawskroś, a duszę moją, jakby przygięła ku ziemi prosta lecz smutna świadomość, że wszystkie nasze słowa, czyny, wrażenia skazane są na nieuniknioną i bezpowrotną zagładę, że cały ten świat widzialny zginąć musi... Mógłbym przytoczyć całe setki tego rodzaju drobnych lecz wstrząsających szczegółów... Weźmy naprzykład wrażenia ludzi na wojnie... Otóż, wracając do przedmiotu, chcę myśl moją sprowadzić do jednego mianownika. My wszyscy przechodzimy obok tych charakterystycznych szczegółów obojętnie, niby ślepcy, nie spostrzegając zupełnie, że leżą one u naszych nóg. A tymczasem przyjdzie artysta, rzuci na nie okiem i podniesie z ziemi. I nagle tak umiejętnie obróci na słońcu drobną okruszynę życia, że my wszyscy poczynamy wołać w zdumieniu: „Wielki Boże! Przecież ja to wszystko widziałem na własne oczy, tyl-