Strona:Aleksander Kuprin - Jama T. 1.djvu/98

Ta strona została przepisana.

ko nie przyszło mi do głowy zwrócić uwagę“. Nie wiem dlaczego nasi artyści słowa — najsumienniejsi i najszczersi artyści w świecie — do tej pory unikali starannie prostytucji i domu publicznego. Doprawdy, trudno mi odpowiedzieć, dlaczego tak czynili. Może niejednego z nich powstrzymał brak odwagi i obrzydzenie, obawa, aby nie ogłoszono go za pisarza pornograficznego, a może wreszcie lęk przed krytyką kumoszkową, która pracę artystyczną pisarza zwiąże z jego życiem prywatnem i będzie usiłowała dobrać się do jego brudnej bielizny. Być może, iż brak czasu, chęci lub mocy poświęcenia zniechęca ludzi tych do przeniknięcia w głąb owego życia i przejrzenia mu się z bliska, bez głośnych frazesów i bez obłudnej litości, w całej jego potwornej prostocie i pospolitej rzeczywistości. O, jakże książka taka wstrząsałaby ogromem swej prawdy.
— Przecież piszą o tem — wtrącił, jakby od niechcenia, Ramzes.
— A tak piszą — odrzekł naśladując jego ton Płatonow. — Wszystko to jednak jest albo kłamstwem, albo też są to efekty teatralne dla młodszych dzieci, lub też symbolika, zrozumiała jedynie dla mędrców przyszłości. Samego życia jednak nie dotknął jeszcze nikt. Pewien wielki pisarz — człowiek o duszy krystalicznie czystej, posiadający nadzwyczajny talent twórczy, zbliżył się pewnego razu do tej kwestji i wszystko, co tylko może pochwycić oko z zewnątrz odzwierciadliło się w jego duszy, niby w jakiemś cudownem lustrze. Ale człowiek ten nie chciał kłamać i trwożyć ludzi. Spojrzał na szorstkie, jak u psa, włosy odźwiernego i pomyślał: „A przecież i on miał z pewnością matkę“.