Strona:Aleksander Kuprin - Jama T. 2.djvu/107

Ta strona została przepisana.

wką, lecz porządną kobietą, proszę mi więcej nie urządzać awantur. Sądziłam, że pan, jako człowiek mądry i wykształcony, robi wszystko spokojnie i porządnie, a tymczasem zajmuje się pan głupstwami. Za to mogą nawet do więzienia wpakować.
Później opowiadała o tem, że miała znajomego studenta, który w jej obecności fabrykował dynamit.
Koniec końców, Simonowski, ów człowiek zagadkowy, tak wpływowy wśród swego młodocianego otoczenia, gdzie miał do czynienia przeważnie z teorją, a tak niedorzeczny, gcdy chodziło o zastosowanie praktyczne tych teorji do duszy ludzkiej, był poprostu głupcem, ale umiał zręcznie ukrywać tę jedyną swą rzeczywistą właściwość.
Po niepowodzeniu w zakresie nauk doświadczalnych, Simanowski przeszedł odrazu do metafizyki. Pewnego dnia z pewnością siebie i tonem, który nie dopuszczał żadnej opozycji, oświadczył Lubce, że Boga niema i że podejmuje się dowieść jej tego w ciągu pięciu minut. Wówczas Lubka skoczyła z miejsca i powiedziała mu stanowczo, że chociaż jest byłą prostytutką, ale wierzy w Boga i nie pozwoli obrażać Go w swej obecności i jeżeli Simanowski będzie pozwalał sobie na takie głupstwa, poskarży się panu Bazylemu.
— Powiem mu również, dodała płaczącym głosem, — że pan zamiast tego, by mnie uczyć, tylko plecie różne brednie i temu podobne niedorzeczności, a sam przez cały czas trzyma swą rękę na mych kolanach. A to nawet wcale nie szlachetnie. I poraz pierwszy od czasu ich znajomości, Luba dotąd żenująca się i krępująca, ostro odsunęła się od swego nauczyciela.