Strona:Aleksander Kuprin - Jama T. 2.djvu/117

Ta strona została przepisana.

Wszystkiego spodziewałem się, tylko nie tego. Tobie Lubko wybaczam, tyś człowiek jaskiniowy, ale wy, Simanowski, uważałem was... zresztą i obecnie uważam za człowieka poorządnego. Ale wiem, że namiętność czasami bywa silniejszą od argumentów rozsądku. Oto macie tu pięćdziesiąt rubli, pozostawiam je dla Luby, zwrócicie mi je potem, o tem nie wątpię. Zaopiekujcie się jej losem. Jesteście mądrym, dobrym, uczonym człowiekiem, a ja („łajdakiem“ — odezwał mu się w duszy czyjś wyraźny głos...) ja odchodzę, gdyż nie zniosę tej męki. Bądźcie szczęśliwi.
Wyjął z kieszeni i efektownie rzucił na stół swój pugilares, poczem schwycił się za głowę i wybiegł z pokoju.
Było to bądź co bądź najlepsze dla niego wyjście. A scena została odegrana właśnie tak, jak sobie wymarzył.

XII.

Wszystko to bardzo rozwlekle i chaotycznie opowiedziała Lubka, szlochając na ramieniu Gieni. Oczywiście, w jej oświetleniu cala ta tragikomiczna historja wyglądała trochę inaczej, niż było w rzeczywistości.
Lichonin, według jej słów, wziął ją do siebie tylko poto, by ją rozkochać w sobie, uwieść, wyzyskać ile się da jej głupotę, a potem porzucić. Ona zaś, głupia, zakochała się w nim na prawdę, a ponieważ była bardzo zazdrosną o wszystkie te kudłate panny w skórzanych paskach, więc on popełnił łotrostwo: umyślnie nasłał swego kolegę, umówiwszy się z nim, a gdy ten zaczął obejmować Lubkę, Bazyli wszedł, zobaczył, urządził wielką awanturę i wypędził Lubkę na ulicę.