Strona:Aleksander Kuprin - Jama T. 2.djvu/121

Ta strona została przepisana.

około 45, męczył dziewczynę ze dwie godziny, zapłacił za numer i dał jej 80 kopiejek; gdy zaś zaczęła się uskarżać, on przedewszystkiem zbliżył do samej jej twarzy ogromną rudowłosą pięść i powiedział stanowczo:
— Pokwil mi jeszcze... Ja ci pokwilę... Zawołam zaraz policję i powiem, żeś mię śpiącego okradła. Chcesz? Dawno byłaś w cyrkule?
Potem odszedł.
Podobnych wypadków było sporo.
Tego dnia, gdy gospodarze mieszkania — przewoźnik z żoną — wymówili jej pokój i bez ceremonji poprostu wyrzucili jej rzeczy na podwórze i gdy bez snu przewałęsała się całą noc po ulicach podczas deszczu, ukrywając się przed stójkowymi, wówczas ze wstrętem i wstydem zdecydowała się prosić o pomoc Lichonina. Ale Lichonina nie było już w mieście, — wyjechał tchórzliwie tego samego dnia, gdy niesprawiedliwie skrzywdzona i pohańbiona Lubka uciekła z mieszkania. I oto wówczas przyszła jej do głowy rozpaczliwa myśl powrotu do publicznego domu z prośbą o przebaczenie.


∗             ∗

— Gieniu, jesteś taka mądra, taka odważna, taka dobra, poproś za mnie Emmę — gospodyni cię usłucha, — błagała Gienię, całując jej nagie ramiona i zraszajac je łzami.
— Ona nikogo nie usłucha — ponuro odparła Gienia. I po coś ty plątała się z tym durniem i łajdakiem.
— Gieniu, przecież sama mi doradzałaś — zaoponowała nieśmiało Lubka.