Strona:Aleksander Kuprin - Jama T. 2.djvu/122

Ta strona została przepisana.

— Doradzała... Nic ci nic doradzałam. Co ty kłamiesz bezczelnie... Ale, niech tam — chodźmy.
Emma Edwardówna dawno już wiedziała o powrocie Lubki i nawet widziała ją, gdy oglądając się na wszystkie strony szła przez podwórze domu. Nie miała nic przeciwko przyjęciu Lubki z powrotem. Zaznaczyć trzeba, że zezwoliła na jej ustąpienie dlatego tylko, że skusiły ją pieniądze, których połowę sobie przywłaszczyła. Liczyła wówczas i na to, że wobec sezonowego napływu nowych prostytutek, będzie miała duży wybór; omyliła się jednak, gdyż sezon raptownie się skończył. Ale w każdym razie zdecydowała stanowczo Lubkę przyjąć. Należało tylko, dla zachowania prestige‘u zastraszyć ją należycie.
— Co-o? — zawrzeszczała na Lubkę, zaledwie wysłuchawszy jej nieśmiałego bełkotania. — Chcesz, by cię znowu przyjęto? Licho wie z kim plugawiłaś się na ulicach, pod płotami, i znowu ty włóczęgo pchasz się do przyzwoitego, porządnego zakładu... Tfu, ruska Świnio! Precz!...
Lubka chwyciła ją za ręce, by je ucałować, ale gospodyni wyrwała je brutalnie. Potem Emma raptownie zbladła, i z wykrzywioną twarzą, przygryzując na ukos drgającą dolną wargę, z rozwagą, wymierzając dobrze, z całego rozmachu uderzyła Lubkę w policzek. Lubka upadła na kolana, lecz szybko powstała i z zapartym oddechem odezwała się z płaczem:
— Kochana moja, proszę nie bić...
I znowu upadła, tym razem twarzą na podłogę.
I to systematyczne, uprawiane z zimną krwią, złośliwe bicie, trwało parę minut. Gienia, która patrzyła na to początkowo w milczeniu, ze swą