Towarzystwo w nieświetnych humorach opuszczało gabinet, Riazanow tylko pozostał na chwilkę.
Podszedł do Gieni i z szacunkiem, czule pocałował ją w rękę i powiedział:
— Jeżeli to jest możliwem, proszę nam wybaczyć dzisiejszy wybryk, który, naturalnie, więcej się nie powtórzy. Ale jeśli będę pani kiedyś potrzebny, proszę pamiętać, że zawsze jestem do jej usług Oto mój bilet wizytowy. Proszę nie umieszczać go na swych komodach, lecz pamiętać, że od dzisiejszego wieczoru — jestem przyjacielem pani.
I jeszcze raz pocałowawszy Gienię w rękę, ostatni zszedł ze schodów.
We czwartek od samego rana zaczął padać deszczyk, i oto odrazu zazieleniły się liście kasztanów akacji i topoli. I odrazu zrobiło się jakoś marzycielsko — cicho i nudnie, smętnie i jednostajnie.
Wtedy wszystkie dziewczęta zebrały się, wedle zwyczaju, w pokoju Gieni. Lecz z nią działo się coś dziwnego. Nie dowcipkowała, nie śmiała się, nie czytała, jak zwykle swego bulwarowego romansu; książka leżała bezcelowo na jej piersiach, lub na brzuchu; była zła, skupiona w sobie i smutna, w jej oczach palił się żółty ogień, mówiący o nienawiści. Daremnie Biała Mańka, ubóstwiająca ją, starała się zwrócić na siebie jej uwagę. — Gienia niby jej nie dostrzegała; rozmowa nie kleiła się zupełnie.
Tamara usiadła na łóżku Gieni, czule ją objęła i zbliżywszy usta do samego jej ucha, powiedziała szeptem: