Strona:Aleksander Kuprin - Jama T. 2.djvu/133

Ta strona została przepisana.

w domu Anny Markówny była prawie pusta. Tylko przy samych drzwiach siedział nieśmiało i niezgrabnie, podgiąwszy nogi pod krzesło, młodziutki urzędnik telegrafu i usiłował prowadzić z tłustą Kaśką tę salonową niewymuszoną rozmowę, która wymagana jest w przyzwoitem towarzystwie w czasie kadryla i w antraktach między figurami. Długo-nogi Wańka-Wstanka błądził po pokoju, przysiadając się do tej lub innej dziewczyny i uprzyjemniał im czas swą oryginalną paplaniną.
Gdy Kola Gładyszew wszedł do przedpokoju, pierwsza poznała go okrągłooka Wierka, ubrana w swój zwykły strój żokiejski. Zakręciła się na pięcie, zaczęła skakać, klaskać w dłonie i zawołała:
— Gieniu, Gieniu, chodź prędzej, do ciebie przyszedł twój kochanek, Kadecik... A jaki ładniutki!
Ale Gieni nie było na sali, zdążył ją już zaprosić tłusty nadkonduktor.
Ten leniwy, rozważny, o wspaniałym wyglądzie człowiek był bardzo dogodnym gościem, gdyż nigdy nie pozostawał dłużej, nad dwadzieścia minut, obawiając się spóźnić na pociąg i ustawicznie spoglądał na zegarek. W ciągu teo czasu wypijał sumiennie cztery butelki piwa i dawał stale pół rubla dziewczynie na cukierki i Symeonowi dwadzieścia kopiejek na piwo.
Kola Gładyszew nie był sam, lecz z kolegą z tej samej klasy, Piętrowym, który po raz pierwszy przekroczył próg publicznego domu, ulegając kuszącym namowom Gładyszewa. Prawdopodbnie znajdował on się w tej chwili w takim samym dzikim, niesamowitym, gorączkowem usposobieniu,