jakie przed półtora rokiem przeżywał i sam Kola, gdy trzęsły mu się nogi, wysychało w gardle, a ognie lamp pląsały przed nim wirującemi kołami.
Symeon zabrał ich płaszcze i powiesił oddzielnie, na stronie, tak by nie było widać szlif, ani guzików.
Surowy ten człowiek, nie aprobujący studentów, za ich dowcipkowanie i niezrozumiały styl w rozmowie, nie lubił również, gdy zjawiali się w zakładzie tacy oto chłopcy w uniformach.
— Co w tem dobrego? — ponuro mówił on swym kolegom po fachu. — Przyjdzie taki oto smyk i wpadnie, oko w oko, na swą zwierzchność. Trask! i zamknęli zakład! Tak jak Łupendychową przed trzema laty. Oczywiście mniejsza o to, że zamknęli, niezwłocznie przepisała swój zakład na inne nazwisko, ale ją oprócz tego skazano na areszt sześciotygodniowy, kosztowało ją to porządny grosik. Samemu tylko Kierbeszowi musiała czterysta odliczyć... A i tak bywa: przydybie sobie taki prosiak jakąkolwiek chorobę i zaskomli: „Ach papo! Ach mamo! Umieram!“ — „Mów, łajdaku, gdzieś dostał?“ — „Tam i tam“... No i znowu pociągną przed kratki, sądź mię, sędzio sprawiedliwy!
— Wchodźcie, wchodźcie — powiedział surowo kadetom.
Kadeci weszli mrużąc skutkiem jaskrawego światła oczy. Pietrow, który upił się, dla odwagi, szedł chwiejąc się i był blady. Siedli pod obrazem. „Uczta szlachecka“ i niezwłocznie przyłączyły się do nich z obu stron dwie dziewczyny — Wierka i Tamara.
— Proszę poczęstować papierosem, piękny bruneciku! — zwróciła sic Wierka do Pięetrowa
Strona:Aleksander Kuprin - Jama T. 2.djvu/134
Ta strona została przepisana.