Strona:Aleksander Kuprin - Jama T. 2.djvu/137

Ta strona została przepisana.

— Panowie, — nagle z patosem zawołał Wańka-Wstańka, przerywając śpiew i bijąc się w piersi. — Oto widzę was i wiem, żeście przyszli generałowie Skobielew i Hurko; ale i ja również, do pewnego stopnia należę do klanu wojskowego. Za moich czasów, gdy uczyłem się na konduktora leśnego, cała nasza dykasterja leśna była wojskową i przeto pukając do usianych brylantami złotych drzwi waszych serc proszę, ofiarujcie, młodszemu rangą, na nabycie niewielkiej ilości spiritus vini, którym, jak wiadomo, i mnisi nie gardzą.
— Wańka! — zawołała z drugiego końca sali tłusta Kasia, — pokaż-no młodym oficerom błyskawice, gdyż, uważaj, darmo tylko pieniądze wyłudzasz, darmozjadzie jakiś.
— Zaraz! — wesoło odezwał się Wańka-Wstańka. — Jaśnie wielmożni dobrodzieje, proszę zwrócić uwagę. Żywe obrazy. Burza w letnim lipcowym dniu. Utwór nieznanego dramatopisarza, ukrywającego się pod pseudonimem — Wańka-Wstańka. Obraz pierwszy: „Był piękny lipcowy dzień. Palące płomienie południowego słońca oświetlały kwitnące łąki i okolice“...
Komedjanckie oblicze Wańki-Wstańki rozlało się w pomarszczonym słodkim uśmiechu, a oczy zwęziły się w półkręgi.
— ...Lecz oto w odaleniu na horyzoncie ukazały się pierwsze chmury. Rosły one, piętrzyły się, jak skały, zasłaniając powoli błękitny strop...45 Stopniowo z twarzy Wańki-Wstańki znikał uśmiech i stawała się ona coraz poważniejszą i surowszą.
— ...Wreszcie chmury zasłoniły słońce... Nastała ciemność złowieszcza“...