Strona:Aleksander Kuprin - Jama T. 2.djvu/16

Ta strona została przepisana.

I następnie, jakimś niezwykłym wysiłkiem woli, odrazu powstrzymała łzy.
— Chodźmy do mnie Tamarciu — rzekła. Oczywiście nie paplaj niepotrzebnie.
— Naturalnie że nie.
I powrócili do pokoju Gieni, obie spokojne i panujące nad sobą.

Do pokoju wszedł Symeon. Wbrew swej wrodzonej bezczelności, wobec Gieni zawsze zachowywał się z pewnym odcieniem szacunku; wszedłszy powiedział:
— Tak, że Gieniu, do Zosi przyjechał jego Ekscelencja. Proszę pozwolić jej wyjść na dziesięć minut.
Zosia, błękitno oka, jasna blondynka, z szerokiemi czerwonemi ustami, o typowej twarzy litwinki, spojrzała błagalnie na Gienię. Gdyby Gienia powiedziała — „nie“ pozostałaby w pokoju, ale Gienia milczała i nawet umyślnie zamknęła oczy. Zosia pokornie wyszła.
Generał ten przyjeżdżał regularnie, co dwa tygodnie (tak samo, jak do innej dziewczyny Zoi przyjeżdżał codziennie takiż imponujący gość, zwany tu dyrektorem).
Nagle Gienia rzuciła po za siebie starą roztrzepaną książkę. Jej brunatne oczy zapłonęły prawdziwym złotym ogniem.
— Brzydzicie się tym generałem, ale znałam gorszych ananasów. Miałam pewnego gościa — skończony bałwan. Nie mógł mię kochać inaczej... inaczej, no powiedzmy wprost: kłół mi pierś igłami... W Wilnie zaś przychodził do mnie gość, który ubierał mnie na biało, kazał mi się napudrować