— Więc wiedziałaś, podła, co ona zamierzała zrobić?... Wiedziałaś gadzino? Wiedziałaś i nie powiedziałaś?...
Już się zamierzyła, by wedle swego zwyczaju okrutnie i miarowo uderzyć Tamarę, ale nagle wstrzymała się w ruchu, z otwartemi ustami i szeroko rozwartemi oczyma. Jak gdyby po raz pierwszy zobaczyła Tamarę, która patrzyła na nią twardym, gniewnym, niewysłowienie pogardliwym wzrokiem i podniosła powoli z dołu i wreszcie zbliżyła do twarzy gospodyni błyszczący, biały metalowy przedmiot.
Tegoż samego dnia wieczorem, w domu Anny Markówny zaszedł bardzo doniosły wypadek: cała instytucja — z placem i domem, z żywym i martwym inwentarzem — przeszła w ręce Emmy Edwardówny.
Oddawna już przebąkiwano o tem w zakładzie, ale gdy pogłoski te, tak niespodziewanie, natychmiast po śmierci Gieni, stały się faktem, dziewczęta długo nie mogły ochłonąć ze zdziwienia i przestrachu. Dobrze znały, doświadczywszy na sobie władzy tej niemki, jej okrutny, bezlitosny pedantyzm jej miernotę i zarozumiałość. Pozatem dla nikogo nie było tajemnicą, że z piętnastu tysięcy, które Emma Edwardówna wypłaciła poprzedniej właścicielce w poczet należności za firmę i za majątek, trzecia część należała do Kierbesza, który oddawna już utrzymywał z otyłą gospodynią na poły przyjacielskie, na poły handlowe stosunki. Od związku dwojga takich ludzi, bezwstydnych, bezlitosnych i chciwych, dziewczęta