Strona:Aleksander Kuprin - Jama T. 2.djvu/166

Ta strona została przepisana.
XVII.

Nazajutrz, w niedzielę, Tamara miała dużo kłopotu. Owładnęła nią mocna i stanowcza myśl pochowania nieboszczki przyjaciółki, wbrew wszelkim okolicznościom tak, jak grzebią najbliższych ludzi — po chrześcijańsku, z całą żałobną uroczystością rytuału pogrzebowego dla ludzi świeckich.
Należała ona do tych dziwacznych natur, które pod zewnętrznym, leniwym spokojem, obojętnem milczeniem i egoistycznem zamknięciem się w sobie, ukrywają wewnątrz niezwykłą energję, zawsze niby na wpół drzemiącą, starają się jak najmniej siebie zużywać, ale gotowe w każdej chwili do ożywienia się i parcia naprzód, nie licząc się z przeszkodami.
O godzinie dwunastej pojechała ona dorożką w dół do starego miasta, dojechała do wąskiej uliczki, wychodzącej na plac jarmarczny, i zatrzymała się przy dość brudnej herbaciarni, rozkazując doożkarzowi zaczekać. W herbaciarni zapytała rudego, ostrzyżonego po chłopsku z natłuszczonym przedziałkiem na głowie chłopca, czy nie przychodził tu Sieńka-Foksal. Usłużny chłopak. który, wnioskując z jego wyszukanej, pełnej galanterji gotowości, oddawna znał Tamarę, odpowiedział, że „jeszcze nie“; on — Semen Ignatowicz — jeszcze tu nie był i prawdopodobnie nie prędko przyjdzie, ponieważ wczoraj w „Transwalu“ hulał, grał w bilard do szóstej rano, i że teraz według wszelkiego prawdopodobieństwa jest w domu, w numerach „Rozdroże“ i jeżeli panienka rozkaże, może do niego w tej chwili skoczyć.
Tamara zażądała papieru i ołówka i napisała