Strona:Aleksander Kuprin - Jama T. 2.djvu/18

Ta strona została przepisana.

których widziałam, wszyscy — to włóczykije, nicponie i łajdacy. Niezbyt dawno czytałam jakiś romans z naszego najnieszczęśliwszego życia. Było tam opisane mniej więcej to samo, co obecnie powtarzam.

Powróciła Zosia. Powoli i ostrożnie usiadła na krawędzi łóżka Gieni, tam, gdzie padał cień abażuru lampy. Skutkiem tej głębokiej, chociaż wypaczonej delikatności, właściwej ludziom skazanym na śmierć, katorżnikom i prostytutkom, żadna z dziewczyn nie ośmieliła się zapytać jej, jak spędziła te półtorej godziny. Nagle rzuciła na stół dwadzieścia pięć rubli i krzyknęła:
— Przynieście mi białego wina i kawona. I ukrywszy twarz w opadłe na stół ręce cicho zapłakała. I znowu nikt nie śmiał zadać jej jakiegokolwiek pytania. Tylko Gienia zbladła ze złości i tak przygryzła sobie dolną wargę, że pozostał na niej szereg białych plam.
— Tak — rzekła, teraz oto rozumiem Tamarę. Słyszysz Tamaro, przepraszam cię. Często śmiałam się z ciebie, żeś zakochana w swym złodzieju — Sience. A teraz powiem, że ze wszystkich naszych gości najporządniejsi — to złodzieje i mordercy. Taki nie ukrywa tego, że kocha dziewkę, i jeśli potrzeba, popełni dla niej kradzież, lub zabójstwo. A ci inni. Wszystko łgarstwo, kłam, drobna przebiegłość, tajemna rozpusta. Łajdak ma trzy rodziny: żonę i pięcioro dzieci; guwernantka i dwoje dzieci za granicą; starsza córka z pierwszego małżeństwa żony i z nią dziecko. I o tem wszyscy, wszyscy w mieście wiedzą, prócz jego maleńkich dzieci. A i te, być może, domyślają się i szepczą po-