mi po rubrykach. — Onegdaj... więc w sobotę... Jak powiadasz nazwisko?
— Rajcynówna Zuzanna, odrzekła Tamara.
— Raj-cynówna, — zaśpiewał stróż — Rajcynówna. Tak jest... Dwieście siedemnasty.
Pochylając się nad nieboszczykami i oświetlając ich topniejącą i kapiącą świecą, przechodził po kolei od jednego do drugiego. Wreszcie zatrzymał się przy trupie, na którego nodze widniała napisana atramentem, wielkiemi cyframi liczba 217.
— Oto macie ją! Pozwólcie, wyniosę na korytarz i skoczę po kartkę. Zaczekajcie.
Stękając, ale bądź co bądź z lekkością, zadziwiającą w jego wieku, podniósł za nogi trupa Gieni, zarzucił go sobie na plecy, w dół głową, jakgdyby był to worek z kartoflami.
W korytarzu było nieco widniej i gdy stróż położył swój straszliwy ciężar na podłodze, Tamara przysłoniła na chwilę oczy dłońmi, Mańka zaś odwróciła się i zapłakała.
— Jeżeli czego potrzeba, powiedzcie, — począł stróż. Jeżeli chcecie nieboszczkę ubrać, jak się należy — obrazek, płachtę, muślin, — mamy wszystko... Z ubrania, też można coś kupić... Są także pantofle.
Tamara dała mu pieniądze i wyszła na podwórze, puszczając Mańkę przodem.
Po niejakim czasie przyniesiono dwa wianki: jeden od Tamary z astrów i georginji, z napisem na białej wstędze czarnemi literami: „Gieni od przyjaciółki“, drugi przysłał Riazanow, z napisem na pąsowej wstędze złotemi literami: „Cierpienie oczyszcza“.
Przysłał również krótki liścik z wyrazami