Strona:Aleksander Kuprin - Jama T. 2.djvu/183

Ta strona została przepisana.

współczucia i ubolewania, że nie może przyjechać, gdyż zajęty jest terminową sprawą.
Przyszli później zamówieni przez Tamarę śpiewacy cerkiewni, piętnaście osób z najlepszego w mieście chóru.
Dyrygent chóru w szarym paltocie i szarym kapeluszu, cały jakiś szary, niby zakurzony, z długimi i sterczącymi wąsami, poznał Wierkę, zrobił szerokie zdziwione oczy, uśmiechnął się z lekka i mrugnął do niej. Dwa razy na miesiąc, a czasem i częściej, ze znajomymi słuchaczami akademji duchownej, również dyrygentami chórów i z djakami, odwiedzał ulicę Jamską i zazwyczaj dokonawszy przeglądu we wszystkich zakładach, kończył domem Anny Markówny, gdzie też wybierał zawsze Wierkę.
Był to człowiek wesoły i ruchliwy i tańczył z temperamentem, z zaciekłością i takie wykręcał figury, że wszyscy obecni ryczeli ze śmiechu.
W ślad za śpiewakami nadjechał wynajęty przez Tamarę parokonny karawan czarny z białemi kitami i przy nim siedmiu drabów. Przywieźli oni również białą drewnianą trumnę i podstawę do niej pokrytą czarnym perkalem. Nie spiesząc się zawodowo-wprawnemi rękami włożyli nieboszczkę w trumnę i zapalili świece jedną w głowach a dwie u nóg.
Teraz, przy żółtym chwiejącym się świetle świec, widoczniejszą się stała twarz Gieni. Granatowa barwa prawie zupełnie już ustąpiła pozostając tylko gdzie niegdzie na skroniach, na nosie i pomiędzy oczami, w postaci pstrych, nierównych wężowatych plam. Pomiędzy rozwartemi ciemnemi wargami, jaśniała biel zębów i widać było koniuszek przyciętego języka. Z pod rozwartego koł-